W naszych związkach dzieją się rzeczy, których nie potrafimy przewidzieć. Są sprawy, które zmieniają się od razu i życie nam się wywraca się o 360 stopni – tak działa rewolucja. Istnieją też sytuacje wywołujące ewolucję czyli powolniejszą zmianę. To pewien proces i wymaga często dłuższego czasu. W obu przypadkach efekty potrafią być zadziwiające, nieprzewidywalne i absolutnie zaskakujące.
Uwalniające zmiany
Pomimo różnego rodzaju problemów jakie trapią związki, bardzo dużo ludzi boi się zmian. Uważają, że to co nowe i co ma nastąpić, w jakiś sposób będzie im zagrażać. Z jednej strony to zupełnie normalne, bo odczuwamy strach, lęk czy też niepokój, gdy ma się stać coś czego nie znamy. Mimo, że mamy w głowie różnego rodzaju scenariusze i rozwiązania, to jednak brak doświadczenia danego wydarzenia na własnej skórze skutkuje niekoniecznie ekscytacją, a bardziej niepewnością.
Warto przeanalizować pod tym kątem swój sposób myślenia, bo niejednokrotnie tracimy szansę na poprawienie jakości związku, ponieważ z góry zakładamy, że rozwiązanie pewnych problemów w naszej relacji jest niemożliwe. Uprawianie czarnowidztwa prowadzi do asekuracji i negatywnych ocen partnera/partnerki. Oczywiście brawura w drugą stronę i robienie wszystkiego na „hurra” to także zły doradca. Bardziej chodzi o to, aby dać sobie i swojemu związkowi szansę uporania się z wyzwaniami. W przeciwnym razie utkwimy w martwym punkcie. To niestety w konsekwencji może doprowadzić do stagnacji i marazmu, a to droga donikąd.
Mam swoje motto życiowe, które brzmi:
„Nie jestem idealny, ale mam wartościowe ideały do których dążę”
Nie da się ukryć, że to zdanie niesie za sobą działanie – pracę nad sobą i relacją. To także zmiany, których zakres i wielkość zależy od nas samych. Muszą one być jednak w zgodzie z naszymi wartościami, które stanowią solidny kręgosłup. W przeciwnym razie łatwo będzie nami sterować. Oczywiście trzeba być także otwartym, aby nie doszło do sytuacji, gdzie nasz sposób myślenia totalnie nas zaleje (w sposób negatywny). Od czasu do czasu należy odświeżać swoją głowę pod kątem weryfikacji własnych zasad życiowych i sposobów ich realizacji.
Związek to zmiany. Miłość to działanie. W ciągu ponad 13 lat mojego małżeństwa przekonałem się, że nie ma innej drogi. Aby zachodziły pozytywne dla nas transformacje musimy się wewnętrznie rozwijać. Znajomość pewnych mechanizmów i procesów w psychice jest koniecznością. Wiadomo, że nie każdy ma być psychologiem. Warto jednak wspólnie z ukochaną osobą więcej siebie nawzajem rozumieć, bo to ostatecznie sprawia, że docieranie się związku i dalsze życie za sobą przebiega lepiej. Tym samym jest poczucie większego zadowolenia z relacji. Ewentualne problemy i wyzwania prościej jest wtedy wspólnie pokonać.
Praca nad własnymi wadami
To jedno z największych wyzwań życiowych. Nie jest to bynajmniej żaden truizm, bo kto przeżył różne sytuacje we własnym związku czy małżeństwie, to wie o czym mówię. Prawdą, jest, że:
„Nie lubimy jak ktoś chce nas zmienić na siłę”
Wiele par jest ekspertami w wytykaniu sobie wad. Poczucie rozczarowania drugą osobą jest tak duże, że dużo związków się rozpada.
Jeśli miałbym komuś dać radę jak tego uniknąć, to ona by brzmiała:
„Najważniejsze jest postawa, która mówi: JA potrzebuję coś w sobie pokonać (lenistwo, nałogi) po to, aby związek miał się lepiej”
I znowu – to wymaga wprowadzania ZMIAN w myśleniu i tym samym w działaniu. Jeśli ktoś pragnie relacji, w którym będzie tylko spokój i cisza, to niesamowicie się na tym przejedzie. Z drugiej strony nie chodzi o żaden emocjonalny rollercoaster, ale o wypracowanie odpowiednich zachowań wobec siebie i partnera/partnerki.
Bardzo łatwo jest kochać zalety drugiej osoby. Kiedy patrzymy na nią w sposób pozytywny mamy zupełnie inne odczucia, niż gdy wyobrazimy sobie teraz na przykład 5 największych wad ukochanej/ukochanego.
Fakty są takie:
„Każdy z nas posiada słabsze strony, które dla kogoś patrzącego nas z zewnątrz nie muszą być wadą, ale w oczach partnera/partnerki jak najbardziej są”
Moja żona powiedziała ostatnio do mnie:
„Ale ja nawet twoje wady kocham, pomimo, że czasem doprowadzają mnie do furii”
Oczywiście nie oznacza to, że doszliśmy do momentu, gdzie jest różowo – cukierkowo i żadne z nas nie musi pracować nad sobą. Wręcz przeciwnie. Jest to jeszcze większa zachęta do tego, aby starać się być dla siebie coraz lepszym i pomagać sobie wzajemnie w pracy nad słabszymi stronami.
To co odmieniło moje małżeństwo
W sumie to nie lubię jeśli ktoś pisze:
„Sekret wspaniałego związku”
„Tajemnica udanej relacji”
Coś takiego nie istnieje. W zasadzie można powiedzieć, że z założenia wszystko jest proste, a dopiero wprowadzenie tych wszystkich założeń w życie jest dużo trudniejsze, ponieważ każdy z nas jest inny. Zawsze powtarzam:
„Gdyby ktoś znalazł model na udany związek, niezależnie od tego jakie osoby w nim będą, to dostałby nagrodę Nobla lub coś jeszcze bardziej cennego”
Różnego rodzaju wydarzenia w naszym życiu zmieniają perspektywę patrzenia. Okazuje się, że to co wcześniej było niemożliwe staje się realne – sposób patrzenia na przeszłość, teraźniejszość czy też metody rozwiązywania problemów. Wszystko może ulec zmianie. Tak też się stało w moim przypadku, choć wymagało to czasu i wspomnianej wcześniej nie rewolucji, a ewolucji.
Będąc na jednym ze szkoleń w Warszawie usłyszałem zdanie, które na początku mną wstrząsnęło. Później dało mocno do myślenia i stało się podstawą rozwijania lepszego kierunku w moim małżeństwie. Dzięki temu czuję się bardziej szczęśliwy i spełniony. A to zdanie brzmi:
„Twój związek rozkwitnie, jeśli pozwolisz w swojej głowie drugiej osobie odejść”
Szczerze powiedziawszy w moim przypadku pierwsze myśli na te słowa, to była mieszanka wkurzenia, zdziwienia i zaskoczenia. Wszystko zaczęło się we mnie „kotłować” i w ogóle tego nie umiałem pojąć. Zastanawiałem się jak to jest możliwe, że człowiek zgadza się na odejście drugiej osoby i jednocześnie jego związek ma rozkwitać??? Przecież tu wszystko stoi ze sobą w sprzeczności.
Pozory mylą. Okazało się, że nie należy tego zdania traktować dosłownie. Chodzi o przepracowanie sytuacji dopuszczenia do siebie myśli, iż tej ukochanej osoby może pewnego dnia zabraknąć. Zdarzają się przecież różne zdarzenia. Nikt nie ma wpływu choćby na to, że ukochana osoba pozna kogoś innego i zdecyduje się odejść. Nie da się trzymać przy sobie partnera/partnerki na siłę.
Kluczem jest odpowiednia równowaga pomiędzy kontrolowaniem nie siebie nawzajem, a sytuacji w związku i akceptacją tego, że związek może się rozpaść. Nie chodzi o balansowanie na krawędziach i życie w ciągłym strachu ani też o nadmierne „nadskakiwanie” względem siebie.
Po pewnym czasie zacząłem odczuwać ulgę i akceptację. Odpuściłem czarne scenariusze i dzięki temu mogłem się skoncentrować na czymś innym. Strach ustąpił i skupiałem się na tym co najważniejsze i najcenniejsze czyli na prawdziwym byciu ze sobą. Nie musiałem w swojej głowie zajmować się już obawami, ale mogłem się skoncentrować na lepszym przeżywaniu małżeństwa. Szczerze powiem:
„Nie sądziłem, że coś takiego jest możliwe. A jednak…”
Często zastanawiamy się nad różnymi sprawami. Myślimy i nie znajdujemy rozwiązania. Tutaj jednak po raz kolejny okazuje się, że warto kruszyć mury i przełamywać stereotypy. Wtedy można spojrzeć na związek szerzej – jako całość bycia ze sobą – dwojga ludzi, którzy się naprawdę kochają, a nie osób które czasem pomimo długich lat bycia ze sobą, wciąż obawiają się nadchodzących problemów.
Lekcja jaką wyciągnąłem nie tylko daje do myślenia, ale sprawia, że jestem pewien w stu procentach:
„Warto mądrze się rozwijać wewnętrznie”
Odpuść kontrolę partnera/partnerki
Rozumiem i wiem, że wiele osób ma chęć i potrzebę kontrolowania drugiej osoby, ale tak naprawdę to droga donikąd. W teorii chcemy uniknąć rozpadu naszego związku, a szczerze powiedziawszy partner/partnerka czuje się osaczony. Brak jest tym samym zaufania i przez to spojrzenie na związek może ulec zmianie na gorsze.
„Nie słyszałem o relacji, gdzie chorobliwa kontrola siebie nawzajem sprawiłaby, iż dwoje ludzi są ze sobą naprawdę szczęśliwi”
Oczywiście nie oznacza to, że trzeba wszystko olać. Trzeba pewne sprawy robić inaczej. Mam tu na myśli wspomniane już kontrolowanie sytuacji w związku, a nie siebie nawzajem. Wtedy obraz może być całkowicie inny. Nie skupiamy się na tym co dana osoba robi źle, ale co my jako związek potrzebujemy przejść, aby było lepiej.
Podsumowanie
Czasami wydaje się, że nie możemy już nic zrobić, aby poprawić sytuację w relacji. Czujemy związane ręce i nie umiemy przejść w sobie pewnego sposobu myślenia, które ogranicza nasze pole działania. Nagle okazuje się, że wykład, artykuł, rozmowa, zdanie, cytat jest w stanie odmienić bardzo wiele. Niekoniecznie natychmiast. To może być proces. On w konsekwencji doprowadza do poczucia jeszcze większego zadowolenia ze związku.
Wprowadzenie w życie kluczowych zmian jest trudne, ale nie jest niemożliwe. Uważność na różne informacje, które do nas docierają daje możliwość selekcji tego, co dla nas jest wartościowe i godne uwagi. To bardzo pomaga we wspólnym rozwiązywaniu problemów.
Nadmierna kontrola to zły pomysł. Przeniesienie uwagi na coś ważniejszego i wartościowszego sprawia, że uczymy się odpuszczać strach i choć on nadal może się utrzymywać, to jest zdecydowanie mniej szkodliwy. Mamy nad nim lepszą kontrolę. Taka sytuacja jest świetnym sygnałem, że związek się rozwija, a tym samym fundamenty takie jak zaufanie i miłość mogą wybrzmieć na nowo.