Dlaczego ON nie chce iść na terapię?

Związek/małżeństwo rozsypuje się na Waszych oczach? Próbujesz, starasz się, walczysz. Frustracja z czasem przeradza się w agresję – najczęściej słowną. Już nic nie jest takie jak kiedyś. Przestaliście interesować się sobą, rozmawiać, wspólnie spędzać czas, kłótnie stały się normą, a udany seks już dawno odleciał do ciepłych krajów.
Podejmujesz decyzję:
„Potrzebna jest nam terapia – pomoc specjalisty”
W odpowiedzi słyszysz:
„Nigdzie nie pójdę”
Problem nie jest wyimaginowany, bo nie raz pisały do mnie kobiety, które owszem, chciałyby przyjść na sesje, ale wtedy najczęściej słyszałem:
„Muszę pogadać z mężem, choć wątpię czy on się zgodzi”
Co zrobić w takiej sytuacji?

Możliwości

W dzisiejszych czasach dostęp do różnego rodzaju konsultacji i terapii jest bardzo duży.
Można wybierać pomiędzy:
  • pracą w gabinecie
  • terapeuta przyjeżdża do Was do domu
  • sesje w formie videorozmowy (np. skype)
Pomimo tego są mężczyźni, którzy bronią się rękami i nogami przed skorzystaniem z pomocy z zewnątrz. Tak naprawdę nie ma prostej i jednoznacznej odpowiedzi na pytanie:
„Czemu tak jest?”
 Poniżej opisuję 3 możliwości (oczywiście nie jedyne), które mogą powodować opór.

Nie będę się zwierzał obcej osobie

To nic nienormalnego, że facet ma problem powiedzieć drugiemu – którego nie zna – co mu leży na sercu i wątrobie. Na pierwszy rzut oka wygląda, że jest to postawa braku zaufania i podważania kompetencji osoby prowadzącej sesje. Oczywiście – trzeba znaleźć kogoś zaufanego. Jednak warto pamiętać, że przychodząc do specjalisty to odwaga i budowanie nici zaufania. Przychodzimy do gabinetu po pomoc – o tym trzeba pamiętać.
Rozumiem też pewnego rodzaju wstyd, zażenowanie czy choćby strach przed tym, aby powiedzieć coś, o czym się nigdy być może z nikim nie rozmawiało. Jest to trudne, ale konieczne celem rozpoczęcia pracy nad rozwiązaniem problemów.
Opowiadanie o swoich porażkach i słabościach wielu facetów traktuje jako swoiste upokorzenie. Czują się niejako obdarci jako mężczyźni. Niestety jest to błędne koło, ponieważ nikt na świecie przez całe swoje życie nie jest w stanie samodzielnie sobie poradzić z każdym problemem. Prędzej czy później pojawia się potrzeba rozmowy. W przeciwnym razie mężczyzna kisi się we własnym sosie. 

Paradoks

W decyzji o pójściu czy też nie pójściu na terapię ma miejsce pewien paradoks. Okazuje się, że bardzo chętnie korzystamy przecież z pomocy mechaników, szewców czy choćby lekarzy. Kiedy przyjdzie nam zmierzyć się z własnymi problemami i na szali stoi być albo nie być dla małżeństwa, to pojawia się opór. Nierzadko towarzyszy temu przekonanie:

„Sam sobie poradzę”

Jeżeli komuś nie udało się pokonać problemów, pomimo tego, że się starał, to najwyższy czas zgłosić się do specjalisty. Im dłużej tkwimy we własnym sposobie myślenia, tym sytuacja co najwyżej się nie zmieni, a bardzo prawdopodobne – znacząco pogorszy.

Kolejny paradoks polega na tym, że jesteśmy w stanie inwestować mnóstwo pieniędzy w różne dobra materialne. Oczywiście nie ma w tym nic złego, pod warunkiem, że robimy to w zdrowy sposób. Jeśli ktoś może sobie pozwolić na wiele, a kompletnie nic nie robi, aby naprawić związek – toruje sobie prostą drogę jeżeli nie do rozstania, to do głębokiego kryzysu – wliczając w to zdradę.

Błędne wyobrażenie na temat terapii

Duża liczba mężczyzn kojarzy to mocno archaicznie. Chłodny, ponury gabinet. Terapeuta bez uczuć, obojętny i dążący do tego, aby szybko zarobić i iść do domu. Do tego słynna kozetka i jakieś dziwne pytania i rozmowy egzystencjalne.
Tak to nie wygląda! Ze swojej strony mogę powiedzieć, że jedną z najważniejszych rzeczy w mojej pracy jest komfort osób, które uczestniczą w sesjach. Wtedy znacznie łatwiej się rozmawia.
Jednym z częstszych lęków jest strach przed oceną tego co zrobiliśmy. Tutaj także można być spokojnym, ponieważ dobry specjalista nigdy nie będzie oceniać naszego postępowania, a raczej będzie dążył do odkrycia mechanizmów, które są tego przyczyną i poszukiwaniem skutecznych sposobów, aby osoba mogła sobie poradzić.
Pamiętam kiedyś pewną sytuację. Na pierwszej sesji rozmawiałem z mężczyzną i on powiedział mi o zdarzeniu, które było dla niego wstydliwe i intymne. Na końcu spotkania stwierdził, że zaskoczyło go jak spokojnie przyjąłem to co mi powiedział. Zawsze uruchamiam w swojej głowie próbę możliwości dotarcia do przyczyny problemu, a nie jego negatywnej oceny.
Procesu pracy nie należy kojarzyć jako trudnej drogi po tłuczonym szkle. Jasna sprawa, że spotkania zwłaszcza na początku nie są przyjemne, bo nasze problemy często nas przytłaczają i powodują różne emocje. Jednak sesje to także możliwość zobaczenia tego, co wcześniej było ukryte lub tłumione. To też ciekawa podróż do wnętrza siebie, żeby odkryć np. naszą siłę, której wcześniej nie dostrzegaliśmy. Wreszcie to wielka szansa na odbudowanie miłości i satysfakcji ze związku. Pokonanie problemów wyzwala wielką energię, którą dużo ludzi pożytkuje na radość bycia ze sobą i wspaniały seks.

Czy warto przyjść samej na sesje – bez niego?

Z pewnością warto rozważyć takie posunięcie, ponieważ niesie ono za sobą pewne korzyści. Przede wszystkim należy pamiętać o tym, że niejednokrotnie zdarza się sytuacja, w której najpierw trzeba przejść proces pracy indywidualnej, aby rozpocząć terapię par. Dlaczego tak jest?
Wyobraźmy sobie pewną sytuację. Mężczyzna oszukiwał kobietę. Przepuszczał ich odłożone pieniądze na hazard. Wyszło to na jaw, ale pomimo zburzenia zaufania i rany która się pojawiła w skutek jego oszustw – postanowili być razem. Jednak z biegiem czasu on nie mógł sobie poradzić z poczuciem winy i niemal codziennie czuł się bardzo przygnębiony.

To jest jeden z wielu przykładów obrazujących dlaczego najpierw należy podjąć pracę indywidualną. Ten mężczyzna najpierw musi wspólnie ze specjalistą zająć się poczuciem winy, żeby mógł myśleć dalej o tym jak naprawić swój związek. 

Przyjście na sesje bez faceta ma inną zaletę. Mężczyzna na przykład zobaczy żonę, która wcześniej go tylko krytykowała, a teraz potrafi z nim spokojniej porozmawiać i docenia go. Z pewnością dla niego będzie to nowa sytuacja – zaskakująca, w której może zachowywać się dwojako. Owszem może wyczuwać podstęp, ponieważ sytuacja diametralnie się zmieniła i będzie się czuć niepewnie. Z drugiej strony z pewnością jest lepiej, bo jego partnerka inaczej się zachowuje wobec niego. Zwiększa się prawdopodobieństwo, że on także jest w stanie zauważyć korzyści z pracy na sesjach i również się na to zdecyduje. Ten przykład jest zaprzeczeniem postawy:

„Nie da się”
Kiedy nasze problemy nas przygniatają i jesteśmy zdołowani, to często mówimy:
„Nic mi już nie pomoże”
Owszem, wielokrotnie trudno jest zobaczyć przysłowiowe światełko w tunelu, ale zapewniam, że się da. Trzeba po prostu dać sobie szansę i spróbować. W końcu gra idzie o naszą ukochaną osobę.

Podsumowanie

Chciałbym przestrzec, że nigdy nie należy partnera przyprowadzać na terapię za karę lub na siłę. To wychodzi od razu już na pierwszej sesji. Mężczyzna po prostu nie chce tam być. Wszystkie słowa i jakakolwiek praca w gruncie rzeczy nie mają sensu, gdyż całość będzie się odbijać od niego jak przysłowiowy groch o ścianę.
Warto pamiętać, że terapia nie jest po to, aby wymierzyć karę drugiej osobie i szukać winnego całej sytuacji. Rozumiem, że nasze wewnętrzne poczucie sprawiedliwości nieraz się tego domaga. Jednak do przepracowania problemów nie jest to w ogóle potrzebne. Terapia ma na celu przede wszystkim rozwiązanie obecnych trudności i nauczenie się jak radzić sobie z nimi samodzielnie w przyszłości. Sesje służą także nabyciu nowych umiejętności. np. asertywności, wyrażania uczuć, zwiększanie poczucia własnej wartości, panowania nad strachem czy też złością.

Dobrze jest potraktować to w swojej głowie jako szansę i możliwości. Wtedy łatwiej jest dojść tam gdzie chcemy.

Jeśli nie wiesz od czego zacząć rozwiązywanie problemów małżeńskich to daj sobie szansę i zapisz się na BEZPŁATNY kurs video „7 skutecznych metod odbudowy związku”. Kliknij w link poniżej, aby poznać szczegóły i się zapisać.